Zaczynam ostatnio nabierać przekonania, że bardziej na niej korzystam niż tracę. Oczywiście, jak chyba ze wszystkim: globalizacja nie jest sama w sobie dobra ani zła. Jest to w dużym uproszczeniu pewne narzędzie i od nas w dużej mierze zależy, czy na niej skorzystamy, czy stracimy.
Negatywne skutki globalizacji
Z jednej strony do Polski przyszły z globalizacją markety wszelkiej maści, światowe koncerny farmaceutyczne, modowe i chemiczno-kosmetyczne, junk food, fast fashion (junk fashion?) i korporacje z wyścigiem szczurów, które zmieniły nasze życie. Chyba na szybsze, bardziej byle jakie, gorszej jakości, mniej zdrowe, ale też tańsze, może wygodniejsze?
Pozytywne skutki globalizacji
Z drugiej strony globalizacja może mieć korzystny wpływ na nasze życie. Do rąk wpadają nam narzędzia do równoważenia negatywnego wpływu pewnych jej aspektów na nasze życie:
- moda na ekologiczną żywność (chociaż teraz trzeba trochę się naszukać i więcej zapłacić za coś, co kiedyś rosło w naszym ogródku albo u sąsiada, albo co się samemu robiło, jak przetwory na zimę)
- moda na inne ekologiczne produkty (np. kosmetyki, ubrania)
- egzotyczne produkty (np. kurkuma, kokos, awokado, maniok, tequila)
- egzotyczne potrawy (np. curry, sushi)
- naturalne terapie (np. Tradycyjna Medycyna Chińska, ajurweda, mindfullness, chociaż bez nich też sobie radziliśmy np. dzięki ziołolecznictwu)
- systemy ćwiczeń (np. tai chi, qi gong)
- informacje z całego świata dostępne głównie za pomocą internetu (np. niezwykle dla mnie cenne informacje o paleo, medycynie funkcjonalnej czy ruchach typu slow)
- większa możliwość podróżowania i zdobywania nowych doświadczeń, wiedzy i umiejętności
Można teraz korzystać do woli z dorobku i doświadczeń całego świata, a nie tylko swojej miejscowości. Trzeba tylko uważać, żeby wybierać te dobre, a nie powielać błędów. Może to nawet i dobrze, że Polska nie jest leaderem w żadnej z tych dziedzin, bo dzięki temu możemy od razu przejąć sprawdzony model bez narażania się na większe porażki.