Po prawie dwóch latach postawiłam znów stopę na walijskiej ziemi. Tym razem w stolicy, Cardiff. Była to zarazem moja pierwsza wizyta w Walii Południowej i zamierzam ją powtórzyć, bo w samym Cardiff jest, co zwiedzać, nie mówiąc o okolicy. Chociaż niedaleko położony angielski Bristol jest nieco większy, to Cardiff już na pierwszy rzut oka wydaje się zdecydowanie bardziej wielkomiejskie: szerokie ulice, wieżowce, wysokie domy i kamienice.
Już na dworcu witają nas dwujęzyczne drogowskazy i napisy, a w centrum wielkie flagi ze smokiem, prowadzące w stronę zamku. Atmosfera trochę jak ze średniowiecza. Zaraz potem rzucają się w oczy donice z palmami. Wieje wiatr, a kiedy zaczyna padać, mało kto zakłada kaptur czy czapkę na głowę… Idziemy w miasto, w stronę turystycznych atrakcji. Jakich? Zobaczcie sami!
Okolica dworca głównego, Cardiff Central, jest dość nowoczesna, ale płynnie przechodzi w centrum o zabytkowo-rozrywkowym charakterze. W centrum znajduje się muzeum historii miasta Cardiff Story. Muzeum jest nowoczesne, interaktywne i niezbyt duże. W 30-40 minut można zwiedzić, w tym zbudować własne miasto 🙂 Pan, który jest tam kustoszem, bardzo chętnie coś dopowie (przynajmniej tak było rano, kiedy jako pierwsi zapukaliśmy do jeszcze zamkniętych drzwi 😉 ). Wstęp jest bezpłatny, ale tradycyjnie można wrzucić trochę pieniędzy do skrzynki na donacje. To była najsprytniejsza taka skrzynka, jaką widziałam: można wrzucić jednocześnie dwie monety i zobaczyć, która pierwsza zjedzie na sam dół. Może wciągnąć 😉 Z Cardiff Story blisko jest do zamku Cardiff Castle (duży, zwiedzanie płatne),
który otoczony jest częściowo przez wiktoriański zabytek Animal Wall, mur z posągami różnych, często egzotycznych zwierząt:
No, nie całkiem takich zwierząt 😉 Ale to mógłby być pierwowzór. Animal Wall wygląda tak:
Na przeciwko zamku znajdziemy sklepy z walijskimi pamiątkami, a jeden z nich chwali się posiadaniem największej drewnianej hmm… łyżki miłosnej? Nawet nie wiedziałam, że takowe istnieją, ale najwidoczniej w Walii to tradycyjny, romantyczny upominek. W takim sklepie można też znaleźć grę w kółko i krzyżyk czy raczej w… owcę i smoka oraz inne ciekawe artefakty:
Za zamkiem…
rozciąga się malowniczy Bute Park, z rzeczką, kwitnącymi w maju magnoliami, kamiennym kręgiem (typowy element architektury/krajobrazu? w Walii), kolorowymi rabatami. Stamtąd niedaleko jest do siedziby walijskiego rządu, ratusza, gdzie można znaleźć taki oto polski akcent:
A tu jeszcze raz z bliska:
Następnie można pójść do War Memorial Park (pięknie kwitnące o tej porze roku wiśnie i tulipany):
Dalej znajdują się budynki uniwersytetu, budynki rządu walijskiego i jednego z dwóch znajdujących się w Cardiff oddziałów walijskiego muzeum narodowego, National Museum Cardiff. Wstęp jest bezpłatny. Codziennie o 12.30 można zwiedzać niektóre kolekcje z przewodnikiem. Obecnie muzeum przechodzi renowację i nie wszystko da się obejrzeć. Mnie najbardziej podobała się część poświęcona historii naturalnej: skamieliny, szkielety dinozaurów…
…mamuta…
… czaszka australopiteka (myślałam, że są większe):
… rekin olbrzymi,
który to gatunek, jak się okazało, można spotkać np. przy wybrzeżu Szkocji czy Kornwalii… brrrr…. Muzeum posiada też interesującą kolekcję impresjonistów. Drugi oddział muzeum, St Fagans National History Museum, został na następny raz.
Wizyta w Cardiff Bay
Na koniec zajrzeliśmy jeszcze do zatoki Cardiff Bay. To odnowiona, zrewitalizowana część Cardiff i bardzo przyjemna, z malowniczym Pierhead,
nowoczesną zabudową m.in. centrum kultury Wales Millenium Centre,
bardzo ciekawy architektonicznie budynek walijskiego senatu (polecam wejść do środka, bezpłatnie, są ulotki po polsku i jest też możliwość zwiedzania z przewodnikiem)
i centrum sztuki Norvegian Church:
Bardzo przyjemne widoki, tylko strasznie wiało. Do tego jeszcze obiad i wizyta w pubie, i można było wracać po całym dniu 🙂
Aktualizacja 03.05.2018
Nieco w bok od Cardiff Bay rozciąga się jedno z moich ulubionych miejsc w Cardiff (chociaż bardzo rzadko w nim bywam, bo jednak jest to spory kawałek od mojego obecnego miejsca zamieszkania), Cardiff Wetlands Reserve. Jest naprawdę oryginalne: jest to teren podmokły (wetlands) tuż przy zatoce, porośnięty wysoką trzciną wodną nadającą mu dzikiego uroku, niby lekko na uboczu, tu jeziorko, tam pomost do łódek i widok na rozległy zbiornik wodny, jedyne domki szeregowe, które mi się podobają w tym kraju ze względu na ich urokliwe otoczenie, z którym dają naprawdę fajny efekt.
A wystarczy się tylko odwrócić, żeby zobaczyć nowoczesną architekturę i wieżowce, które przenoszą nas w kompletnie inny klimat!
Mam nadzieję wybrać się tam kiedyś podczas opadów śniegu i zobaczyć, jak wtedy zmieni się to miejsce. Jeśli macie możliwość, polecam wybrać się tam wcześnie/późno albo w jakiś spokojny dzień, żeby nie słychać było irytującego szumu ze znajdującej się w pobliżu ruchliwej drogi. W każdym razie mnie irytuje przebywanie wśród przyrody, którą widzę dookoła, a z kolei słyszę cywilizacyjny hałas. Mój mózg bardzo nie lubi takich sprzecznych sygnałów. Niestety wiele terenów zielonych w Cardiff czy Bristolu (więcej o tym drugim tutaj) ma kształt wąskich pasów, które chociaż długie i ciągnące się czasem przez pół miasta, nie dają schronienia przed miejskim hałasem. Czekam już na elektryczne auta…